Wszelka forma Współistnienia Bezimiennych Form bytowych Które nigdy się nie złączą Poza oddech Wspólny w płucach My Te statki Tezeusza
Tallinn, 24 lipca 2024, 15:13
Nadchodzisz szybszym, niż spacerowym, krokiem. Z koszulą pod pachą doświadczasz na skórze północnego słońca, znacząc melatoniną granice ubrań i zegarka. Czujesz lekki dreszcz, przechodząc w cień. Kamienna ława na skarpie. Wąski pas gruboziarnistego piachu, omiatany chłodnym wiatrem, smagany pływami, kryty sporadycznie człowiekiem. Środek dnia, środek lata. Siadasz.
Kątem oka rejestrujesz nieznaczny ruch. Zerkasz w prawo. Wystający głaz, odcinający plażę od nabrzeża. Na nim kobieta. Blondynka. Rozpuszczone włosy, lekka kurtka na ramionach. Patrzy w dal w bezruchu. Kosmki w ciągłym, rytmicznym ruchu, okalające okrągłą twarz i nieruchome oczy. Dużo tu głazów wystaje. Długo się patrzy w dal. Wypatruje fińskiego wybrzeża.
Stukanie. Regularne stukanie po lewej. W mocno naciągniętych slipach, starszy mężczyzna w kucki dłubie w mule. Owłosione plecy, przerzedzona głowa. I tak nienaturalnie naciągnięte slipy! Rytmicznie drąży dłońmi w mokrym piasku, zgrywając się z fanaberiami morza. Z każdą falą do dłubanej dziury spływa więcej mułu. Dziury, z której stale wyjmuje kamienie. Sięga, chwyta, podnosi. I po przelotnym spojrzeniu, odkłada. Duży - lewa kupka. Mały - prawa kupka. Powtórz. Z każdym sięgnięciem, kolejne znalezisko. Mimo, że to plaża. Mimo, że muł zalewa. Ileż to jeszcze może jedna dłoń wydłubać?
Twarda ta ławka, niewygodna. Zmieniasz pozycję, krzyżujesz nogi.
Dalej szum. Dalej stuk. Dalej stoi i się patrzy.
Fala. Stuk. Wąski kadr.
Zimny wiatr na tej estońskiej plaży.
Ruszyła się. Siadła na falochronie. Ruszył się. Wciąż w kuckach, bardziej w lewo. Znowu stuka. Znowu lewo-prawo. Znów się patrzy w dal. Dalej patrzysz w nich. Zimny wiatr dalej smaga ci plecy. Dalej piszesz. Zmieniasz założone na siebie nogi.
Jakieś kształty. Bliżej ciebie, niż tamci. Zerkasz. Skupiasz wzrok i dostrajasz soczewkę, wysupłując składowe plaży. Dostrzegasz wieżyczki z kamieni. Nawet sporo. Kilka z nich na granicy skalistego piasku i głazów. Płaskie kamyki - jeden na drugim. Ktoś nawet podchodzi dołożyć coś od siebie. Jedna wieża leży zapadnięta. Reszta wzrasta. Wspominasz. Na Saharze też takie były. Różnorakie kształty, misternie układane przez przechodniów. Ale nie takie. Tam chropowate, nieregularne. Tutaj, podłużne i płaskie. Rezonują ze wspomnieniem.
Dalej w kucki. Duży - lewo. Mały - prawo. Środek dziury zalewany falą, spływa muł.
Mrugnięcie. Ostatnie spojrzenie w dal. Odchodzi. Żegnasz ją w myślach. Nie wiesz, moja droga, że spędziliśmy razem tych kilka chwil i spojrzeń. Czy znalazłaś na horyzoncie myśl, czy istotę swoją?
Pismo i lektura - uwolnienie od bodźców ludzkich. Muskająca policzki bryza, malejąca ostrość wzroku. Spływające z barków napięcie. Chwila przerwy od analiz wewnętrznych. Aż wzdrygnąć się idzie. I to chyba nie z zimna.
Dalej kuca. Na stare miejsce wrócił. Sporym, płaskim kamieniem wygrzebuje muł. Ponownie - duży na lewo, mały na prawo. Że też cię kolana jeszcze nie bolą!
Detoks przebodźcowania. Na chwilę. Bo zaraz będziesz biec. Gnać myślami. Dostawać, w dobrej wierze i intencji, słowa wyrywające cię co chwila z ciągu swych rozważań. Co chwila będziesz czuć szpilkę wśród miękkiej materii mózgu.
To ten pęd. Ten przeciążony mózg, co tylko tak chce i może. Heroinista myślenia. Przyznaj się przed sobą. Lubisz to. Nie przeszkadza ci to. Właśnie tak umiesz. Tylko tak umiesz. Choć bezpiecznie się nie czujesz. Szukasz, rozgrzebując spisane w sobie książki, notatki i dzienniki, długo obracając w palcach doświadczenia formatywne. Część - ciekawi, część - frapuje. Część w przestrach lub frustrację wpędza - motywację do działania.
A ten szum fal, widok wody? Który? Ten którego nie dostrzegasz. Od godziny z hakiem będzie. Biały szum, tło przemyśleń, wraz ze sceną obserwacji. Gdzie jest woda, gdzie jest Bałtyk? Gdzie jest twój szeroki kadr?
Na lewo - duże. Na prawo - małe. Muł do dziury.
Widzę cię, falo. Masujesz mi mózg.